Blog

Bajki Jan Brzechwa

Bajki Jan Brzechwa

Jan Brzechwa kompletny zbiór bajek dla dzieci .

Bajki dla dzieci do czytania .
Audiobooki dla dzieci za darmo. Słuchowiska.
.



HipopotamZachwycony jej powabem
Hipopotam błagał żabę:
Zostań żoną moją, co tam,
Jestem wprawdzie hipopotam,
Kilogramów ważę z tysiąc,
Ale za to mógłbym przysiąc,
Że wzór męża znajdziesz we mnie
I że ze mną żyć przyjemnie.
Czuję w sobie wielki zapał,
Będę ci motylki łapał
I na grzbiecie, jak w karecie,
Będę woził cię po świecie,
A gdy jazda już cię znuży,
Wrócisz znowu do kałuży.
Krótko mówiąc - twoją wolę
Zawsze chętnie zadowolę,
Każdy rozkaz spełnię ściśle.
Co ty na to?
Właśnie myślę.
Dobre chęci twoje cenię,
A więc - owszem. Mam życzenie.
Jakie, powiedz? Powiedz szybko,
Moja żabko, moja rybko,
I nie krępuj się zupełnie,
Twe życzenie każde spełnię,
Nawet całkiem niedościgłe.
Dobrze, proszę: nawlecz igłę!

Pomidor
Pan pomidor wlazł na tyczkę
I przedrzeźnia ogrodniczkę.
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Oburzyło to fasolę:
A ja panu nie pozwolę!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Groch zzieleniał aż ze złości,
Że też nie wstyd jest waszmości,
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Rzepka także go zagadnie,
Fe! Niedobrze! Fe! Nieładnie!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Rozgniewały się warzywa,
Pan już trochę nadużywa.
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Pan pomidor zawstydzony,
Cały zrobił się czerwony
I spadł wprost ze swojej tyczki
Do koszyczka ogrodniczki.

Na straganie
Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy.
Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.
Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!
Rzecze na to kalarepka,
Spójrz na rzepę - ta jest krzepka!
Groch po brzuszku rzepę klepie.
Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?
Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu.
Lecz pietruszka - z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może.
A to feler
Westchnął seler.
Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli
Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?
Burak tylko nos zatyka:
Niech no pani prędzej zmyka,
Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.

A to feler
Westchnął seler.
Naraz słychać głos fasoli
Gdzie się pani tu gramoli?!
Nie bądź dla mnie taka wielka
Odpowiada jej brukselka.
Widzieliście, jaka krewka!
Zaperzyła się marchewka.
Niech rozsądzi nas kapusta!
Co, kapusta?! Głowa pusta?!
A kapusta rzecze smutnie.
Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!
A to feler
Westchnął seler.

Kaczka dziwaczka
Nad rzeczką opodal krzaczka
Mieszkała kaczka-dziwaczka,
Lecz zamiast trzymać się rzeczki
Robiła piesze wycieczki.
Raz poszła więc do fryzjera:
Poproszę o kilo sera!
Tuż obok była apteka.
Poproszę mleka pięć deka.
Z apteki poszła do praczki
Kupować pocztowe znaczki.
Gryzły się kaczki okropnie:
A niech tę kaczkę gęś kopnie!
Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,
A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.
Kupiła raz maczku paczkę,
By pisać list drobnym maczkiem.
Zjadając tasiemkę starą
Mówiła, że to makaron,
A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.

Martwiły się inne kaczki:
Co będzie z takiej dziwaczki?
Aż wreszcie znalazł się kupiec:
Na obiad można ją upiec!

Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,
Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.
Taka to była dziwaczka!

Kwoka
Proszę pana, pewna kwoka
Traktowała świat z wysoka
I mówiła z przekonaniem:
Grunt to dobre wychowanie!
Zaprosiła raz więc gości,
By nauczyć ich grzeczności.
Pierwszy osioł wszedł, lecz przy tym
W progu garnek stłukł kopytem.
Kwoka wielki krzyk podniosła:
Widział kto takiego osła?!
Przyszła krowa. Tuż za progiem
Zbiła szybę lewym rogiem.
Kwoka gniewna i surowa
Zawołała A to krowa!
Przyszła świnia prosto z błota.
Kwoka złości się i miota
Co też pani tu wyczynia?
Tak nabłocić! A to świnia!
Przyszedł baran. Chciał na grzędzie
Siąść cichutko w drugim rzędzie,
Grzęda pękła. Kwoka wściekła
Coś o łbie baranim rzekła
I dodała:Próżne słowa,
Takich nikt już nie wychowa,
Trudno Wszyscy się wynoście!
No i poszli sobie goście.
Czy ta kwoka, proszę pana,
Była dobrze wychowana?

Żuk
Do biedronki przyszedł żuk,
W okieneczko puk-puk-puk.
Panieneczka widzi żuka
Czego pan tu u mnie szuka?

Skoczył żuk jak polny konik,
Z galanterią zdjął melonik
I powiada Wstań, biedronko,
Wyjdź, biedronko, przyjdź na słonko.

Wezmę ciebie aż na łączkę
I poproszę o twą rączkę

Oburzyła się biedronka:
Niech pan tutaj się nie błąka,
Niech pan zmiata i nie lata,
I zostawi lepiej mnie,
Bo ja jestem piegowata,
A pan - nie!
Powiedziała, co wiedziała,
I czym prędzej odleciała,

Poleciała, a wieczorem
Ślub już brała - z muchomorem,
Bo od środka aż po brzegi
Miał wspaniałe, wielkie piegi.

Stąd nauka
Jest dla żuka:
Żuk na żonę żuka szuka.

Stonoga
Mieszkała stonoga pod Biała,
Bo tak się jej podobało.
Raz przychodzi liścik mały
Do stonogi,
Że proszona jest do Białej
Na pierogi.
Ucieszyło to stonogę,
Więc ruszyła szybko w drogę.

Nim zdążyła dojść do Białej,
Nogi jej się poplątały:
Lewa z prawą, przednia z tylną,
Każdej nodze bardzo pilno,
Szósta zdążyć chce za siódmą,
Ale siódmej iść za trudno,
No, bo przed nią stoi ósma,
Która właśnie jakiś guz ma.

Chciała minąć jedenastą,
Poplątała się z piętnastą,
A ta znów z dwudziestą piątą,
Trzydziesta z dziewięćdziesiątą,
A druga z czterdziestą czwartą,
Choć wcale nie było warto.
Stanęła stonoga wśród drogi,
Rozplątać chce sobie nogi;
A w Białej stygną pierogi!

Rozplątała pierwszą, drugą,
Z trzecią trwało bardzo długo,
Zanim doszła do trzydziestej,
Zapomniała o dwudziestej,
Przy czterdziestej już się krząta,
No, a gdzie jest pięćdziesiąta?
Sześćdziesiątą nogę beszta:
Prędzej, prędzej! A gdzie reszta?

To wszystko tak długo trwało,
Że przez ten czas całą Białą
Przemalowano na zielono,
A do Zielonej stonogi nie proszono.

Psie smutki
Na brzegu błękitnej rzeczki
Mieszkają małe smuteczki.

Ten pierwszy jest z tego powodu,
Że nie wolno wchodzić do ogrodu,
Drugi - że woda nie chce być sucha,
Trzeci - że mucha wleciała do ucha,
A jeszcze, że kot musi drapać,
Że kura nie daje się złapać,
Że nie można gryźć w nogę sąsiada
I że z nieba kiełbasa nie spada,
A ostatni smuteczek jest o to,
Że człowiek jedzie, a piesek musi biec piechotą.

Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko
I już nie ma smuteczków nad rzeczką.

Żaba
Pewna żaba
Była słaba
Więc przychodzi do doktora
I powiada, że jest chora.
Doktor włożył okulary,
Bo już był cokolwiek stary,
Potem ją dokładnie zbadał,
No, i wreszcie tak powiada

Pani zanadto się poci,
Niech pani unika wilgoci,
Niech pani się czasem nie kąpie,
Niech pani nie siada przy pompie,
Niech pani deszczu unika,
Niech pani nie pływa w strumykach,
Niech pani wody nie pija,
Niech pani kałuże omija,
Niech pani nie myje się z rana,
Niech pani, pani kochana,
Na siebie chucha i dmucha,
Bo pani musi być sucha!

Wraca żaba od doktora,
Myśli sobie,Jestem chora,
A doktora chora słucha,
Mam być sucha - będę sucha!

Leczyła się żaba, leczyła,
Suszyła się długo, suszyła,
Aż wyschła tak, że po troszku
Została z niej garstka proszku.

A doktor drapie się w ucho..
Nie uszło jej to na sucho!

Wrona i ser
Niech mi każdy powie szczerze,
Skąd się wzięły dziury w serze?

Indyk odrzekł..Ja właściwie
Sam się temu bardzo dziwię.

Kogut zapiał z galanterią:
Kto by też brał ser na serio?

Owca stała zadumana:
Pójdę, spytam się barana.

Koń odezwał się najprościej:
Moja rzecz to dziury w moście.

Pies obwąchał ser dokładnie:
Czuję kota: on tu kradnie!

Kot udając, że nie słyszy,
Miauknął: "Dziury robią myszy.

Przyleciała wreszcie wrona:
Sprawa będzie wyjaśniona,

Próbę dziur natychmiast zrobię,
Bo mam świetne czucie w dziobie.

Bada dziury jak należy,
Każdą dziurę w serze mierzy,

Każdą zgłębia i przebiera
A gdzie ser jest? Nie ma sera!

Indyk zsiniał, owca zbladła
Gwałtu! Wrona ser nam zjadła!

Na to wrona na nich z góry
Wam chodziło wszak o dziury.

Wprawdzie ser zużyłam cały,
Ale dziury pozostały!

Bo gdy badam, nic nie gadam,
I co trzeba zjeść, to zjadam.

Trudno. Nikt dziś nie docenia
Prawdziwego poświęcenia!

Po czym wrona, jak to ona,
Poszła sobie obrażona.

Ślimak
Mój ślimaku, pokaż rożki,
Dam ci sera na pierożki.

Ale ślimak się opiera
Nie chcę sera, nie jem sera!

Pokaż rożki, mój ślimaku,
Dam ci za to garstkę maku.

Ślimak chowa się w skorupie.
Głupie żarty, bardzo głupie.

Pokaż rożki, mój kochany,
Dam ci za to łyk śmietany.

Ślimak gniewa się i złości:
Powiedziałem chyba dość ci!

Ale żona, jak to żona,
Nic jej nigdy nie przekona,

Dalej męczy: "Pokaż rożki,
Dam ci za to krawat w groszki.

Ślimak całkiem już znudzony
Rzecze,,Dość mam takiej żony,

Życie z tobą się ślimaczy,
Muszę zacząć żyć inaczej!

I nie mówiąc nic nikomu,
Po kryjomu wyszedł z domu.

Lecz wyjść z domu dla ślimaka
To jest rzecz nie byle jaka.

Ślimak pełznie środkiem parku,
A dom wisi mu na karku,

A z okienka patrzy żona
I wciąż woła niestrudzona:

Pokaż rożki, pokaż rożki,
Dam ci wełny na pończoszki!

Ślimak jęknął i oniemiał,
Tupnął nogą, której nie miał,

Po czym schował się w skorupie
I do dziś ze złości tupie.

Na wyspach Bergamutach
Na wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach,

Widziano także osła,
Którego mrówka niosła,

Jest kura samograjka
Znosząca złote jajka,

Na dębach rosną jabłka
W gronostajowych czapkach,
Jest i wieloryb stary,
Co nosi okulary,

Uczone są łososie
W pomidorowym sosie

I tresowane szczury
Na szczycie szklanej góry,
Jest słoń z trąbami dwiema
I tylko. wysp tych nie ma.

Entliczek pentliczek
Entliczek pentliczek, czerwony stoliczek,
A na tym stoliczku pleciony koszyczek,
W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,
A na tym robaczku zielony kubraczek.

Powiada robaczek I dziadek, i babka,
I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka,

A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!
Mam chęć na befsztyczek! I poszedł do miasta.

Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru,
Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.

Są w barach - wiadomo - zwyczaje utarte:.
Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę,

A w karcie okropność! przyznacie to sami:
Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami,

Duszone są jabłka, pieczone są jabłka
I z jabłek szarlotka, i komput placek, i babka!

No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek?
Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.

Jak rozmawiać trzeba z psem?
Wy nie wiecie, a ja wiem,
Jak rozmawiać trzeba z psem,

Bo poznałem język psi,
Gdy mieszkałem w pewnej wsi.

A więc wołam- Do mnie, psie!
I już pies odzywa się.

Potem wołam_ Hop-sa-sa!
I już mam przy sobie psa.

A gdy powiem_Cicho leż!
Leżę ja i pies mój też.

Kiedy dłoń wyciągam doń,
Grzecznie liże moją dłoń.

I zabawnie szczerzy kły,
Choć nie bywa nigdy zły.

Gdy psu kość dam pies ją ssie,
Bo to są zwyczaje psie.

Gdy pisałem wierszyk ten,
Pies u nóg mych zapadł w sen,

Potem wstał, wyprężył grzbiet,
Żebym z nim na spacer szedł.

Szliśmy razem ja i on,
Pies postraszył stado wron,

Potem biegł zwyczajem psim,
A ja biegłem razem z nim.

On ujadał. A ja nie.
Pies i tak rozumie mnie,

Pies rozumie, bo ja wiem,
Jak rozmawiać trzeba z psem.

Mucha
Z kąpieli każdy korzysta,
A mucha chciała być czysta.
W niedzielę kąpała się w smole,
A w poniedziałek w rosole,
We wtorek w czerwonym winie,
A znowu w środę w czerninie,
A potem w czwartek - w bigosie,
A w piątek w tatarskim sosie,
W sobotę w soku z moreli
Co miała z takich kąpieli?
Co miała? Zmartwienie miała,
Bo z brudu lepi się cała,
A na myśl jej nie przychodzi,
Żeby wykąpać się w wodzie.

Staś Pytalski
Na ulicy Trybunalskiej
Mieszka sobie Staś Pytalski,
Co gdy tylko się obudzi,
Pytaniami dręczy ludzi.
W którym miejscu zaczyna się kula?
Co na deser gotują dla króla?
Ile kroków jest stąd do Powiśla?
O czym myślałby stół, gdyby myślał?
Czy lenistwo na łokcie się mierzy?
Skąd wiadomo, że Jurek to Jerzy?
Kto powiedział, że kury są głupie?
Ile much może zmieścić się w zupie?
Na co łysym potrzebna łysina?
Kto indykom guziki zapina?
Skąd się biorą bruneci na świecie?
Ile ważą dwa kleksy w kajecie?
Czy się wierzy niemowie na słowo?
Czy jaskółka potrafi być krową?

Dziadek już od roku siedzi
I obmyśla odpowiedzi,
Babka jakiś czas myślała,
Ale wkrótce osiwiała.
Matka wpadła w stan nerwowy
I musiała zażyć bromu,
Ojciec zaś poszedł po rozum do głowy
I kiedy powróci nie wiadomo.

Ryby, żaby i raki
Ryby, żaby i raki
Raz wpadły na pomysł taki,
Żeby opuścić staw, siąść pod drzewem
I zacząć zarabiać śpiewem.
No, ale cóż, kiedy ryby
Śpiewały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Karp wydął żałośnie skrzele,
Słuchajcie mnie przyjaciele,
Mam sposób zupełnie prosty
Zacznijmy budować mosty!
No, ale cóż, kiedy ryby
Budowały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Rak tedy rzecze: "Rodacy,
Musimy się wziąć do pracy,
Mam pomysł zupełnie nowy -
Zacznijmy kuć podkowy!"
No, ale cóż, kiedy ryby
Kuły tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Odezwie się więc ropucha,
Straszna u nas posucha,
Coś zróbmy, coś zaróbmy,
Trochę żywności kupmy!
Jest sposób, ja wam mówię,
Zacznijmy szyć obuwie!
No, ale cóż, kiedy ryby
Szyły tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Lin wreszcie tak powiada:
"Czeka nas tu zagłada,
Opuściliśmy staw przeciw prawu
Musimy wrócić do stawu.
I poszły. Lecz na ich szkodę
Ludzie spuścili wodę.
Ryby w płacz, reszta też, lecz czy łzami
Zapełni się staw? Zważcie sami,
Zwłaszcza że przecież ryby
Płakały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Ręce i nogi
Jak wiadomo z zoologii,
Każdy koń ma cztery nogi,
Ale kto z uczonych wie
Czemu cztery, a nie dwie?

Struś nogami biega dwiema,
A wąż nawet jednej nie ma,
Gdyby jedną nogę miał,
Czyby szedł, czy pędził w cwał?

Taki kangur, rzec by można,
To istota czworonożna,
Ale gdy go puścić w ruch,
Nóg używa tylko dwóch.

Ma dwie nogi każdy bociek,
Ale kto z uczonych dociekł,
Czemu każdy bociek w mig
Jedną nogę chować zwykł?

Obliczono, że stonoga
Ma sto nóg, lecz ta nieboga
Wolniej biegłaby niż kret,
Gdyby kret piechotą szedł.

Kiedy ślimak rusza w drogę,
Ma podobno jedną nogę.
Czy to noga? Chyba nie.
Może ktoś pouczy mnie.

Małpa nie ma nóg, lecz ręce,
Obliczyłem je naprędce,
Cztery ręce ma, nie dwie,
I dlatego tak się zwie.

Co jest lepsze? Ręce cztery?
Cztery nogi? Będę szczery
I otwarcie wyznam wam:
Chcę mieć to, co właśnie mam.

Ręka prawa, ręka lewa,
Człowiek innych rąk nie miewa.
Noga lewa, prawa tuż,
No i dość, wystarczy już.

Mam dwie nogi i dwie ręce,
Wcale nie chciałbym mieć więcej,
Bo określa właśnie to,
Co jest co, i kto jest kto.

Stąd wiadomo, żem nie krowa,
Żem nie kret, nie sowa płowa,
Żem nie wąż, nie kot, nie bóbr,
Nie stonoga i nie żubr.

Stąd się właśnie pewność bierze,
Że nie jestem ptak ni zwierzę,
Tylko człowiek, starszy pan,
Który zwie się - Brzechwa Jan.

Foka
Mole foce zjadły futro.
W czym na spacer wyjdę jutro?
Poszła foka do oposa:
Jestem naga, jestem bosa,

Co ja teraz, biedna, pocznę?
Daj choć futro zeszłoroczne.

Opos tylko drzwi zatrzasnął.
Każdy nosi odzież własną!

Poszła foka między bobry.
Może będzie kto tak dobry

I ponosić futro da mi?
Futro przecież się nie splami.

Bobry rzekły na to Foko,
Bieda u nas jest w tym roku,
Może jednak ci niedźwiedzie
Dopomogą w twojej biedzie.

Ale niedźwiedź tylko mlasnął
Każdy nosi odzież własną!

Poszła foka do borsuka
Może pan mi coś wyszuka?

Borsuk zmierzył ją z wysoka
Z pani jest po prostu - foka!

Nie pomogły również lisy
Lis przeważnie sam jest łysy.

Nie zastała gronostajów,
Szenszyl kazał przyjść jej w maju,

Jeszcze gorzej poszło z lutrą,
Skunks miał w pralni swoje futro.

Poszła foka w złym humorze:
Nikt mi, widzę, nie pomoże.

Pozbierała na dnie szafki
Zniszczonego futra skrawki

I zaniosła do kuśnierza.
Kuśnierz mierzy i przymierza,

Poupinał skrawki modnie,
Potem szył przez dwa tygodnie,

Lecz by dziury zaszyć w futrze,
Musiał futro zrobić krótsze.

Jak tu foka w złość nie wpadnie:
Ależ mnie pan ubrał ładnie
Przód jest krótszy o trzy cale,
Moich rąk nie widać wcale,

Pan mi zeszył nogi obie,
Co ja teraz, biedna, zrobię?

Kuśnierz zmrużył jedno oko
Trudno. Będzie pani foką.

Odtąd foka nieszczęśliwa
Już nie chodzi, tylko pływa.

Chrzan
Płacze chrzan na salaterce,
Aż się wszystkim kraje serce.
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!

Chudy seler płacze także,
Mówiąc czule Panie szwagrze,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie
Rozpłakała się włoszczyzna:
Jak to można? Pan mężczyzna,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!

Pochlipuje bochen chleba
No, już dosyć! No, nie trzeba!
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!

Ścierka łka nad salaterką:
Niechże pan nie będzie ścierką,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!

Wszystkich żal ogarnął wielki,
Płaczą rondle i rondelki:
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!
A chrzan na to Wolne żarty,
Płaczę tak, bo jestem tarty,
Lecz mi nie żal tego stanu,
A łzy wasze są do chrzanu!

Tydzień
Tydzień dzieci miał siedmioro:
"Niech się tutaj wszystkie zbiorą!

Ale przecież nie tak łatwo
Radzić sobie z liczną dziatwą:

Poniedziałek już od wtorku
Poszukuje kota w worku,

Wtorek środę wziął pod brodę.
"Chodźmy sitkiem czerpać wodę.

Czwartek w górze igłą grzebie
I zaszywa dziury w niebie.

Chcieli pracę skończyć w piątek,
A to ledwie był początek.

Zamyśliła się sobota:
Toż dopiero jest robota!
Poszli razem do niedzieli,
Tam porządnie odpoczęli.

Tydzień drapie się w przedziałek
No a gdzie jest poniedziałek?

Poniedziałek już od wtorku
Poszukuje kota w worku
I tak dalej

Zegarek
Jak się zegarkowi powodzi?
Owszem, niczego, chodzi.
Podobno spieszy się o trzy minuty?
Owszem. Jest trochę zepsuty.
Zegarek w duchu klnie,
Bardzo mu to nie w smak,
Chciałby powiedzieć Nie!
A mówi Tak-tak, tak-tak, tak-tak.

Pan jakoś dziś niewesoły?
Bo się spóźniłem do szkoły.
Nie wiedział pan, która godzina?
Czyżby pękła sprężyna?
Zegarek w duchu klnie,
Bardzo mu to nie w smak,
Chciałby powiedzieć Nie!
A mówi:"Tak-tak, tak-tak, tak-tak.

Jakiej to marki zegarek?
Ja nie wiem. Tyle jest marek.
To zwykła tandeta, panie,
Za chwilę na pewno stanie!

Zegarek w duchu klnie,
Bardzo mu to nie w smak,
Chciałby powiedzieć,Nie!
A mówi,Tak-tak, tak-tak, tak-tak.

Katar
Spotkał katar Katarzynę
A - psik!
Katarzyna pod pierzynę
A - psik!
Sprowadzono wnet doktora
A - psik!
Pani jest na katar chora
A - psik!
Terpentyną grzbiet jej natarł
A - psik!
A po chwili sam miał katar
A - psik!

Poszedł doktor do rejenta
A - psik!
A to właśnie były święta
A - psik!
Stoi flaków pełna micha
A - psik!
A już rejent w michę kicha
A - psik!

Od rejenta poszło dalej
A - psik!
Bo się goście pokichali
A - psik!

Od tych gości ich znów goście
A - psik!
Że dudniło jak na moście
A - psik!

Przed godziną jedenastą
A - psik!
Już kichało całe miasto
A - psik!

Aż zabrakło terpentyny
A - psik!
Z winy jednej Katarzyny
A - psik!

Samochwała
Samochwała w kącie stała
I wciąż tak opowiadała

Zdolna jestem niesłychanie,
Najpiękniejsze mam ubranie,
Moja buzia tryska zdrowiem,
Jak coś powiem, to już powiem,
Jak odpowiem, to roztropnie,
W szkole mam najlepsze stopnie,
Śpiewam lepiej niż w operze,
Świetnie jeżdżę na rowerze,
Znakomicie muchy łapię,
Wiem, gdzie Wisła jest na mapie,
Jestem mądra, jestem zgrabna,
Wiotka, słodka i powabna,
A w dodatku, daję słowo,
Mam rodzinę wyjątkową,
Tato mój do pieca sięga,
Moja mama taka tęga
Moja siostra taka mała,
A ja jestem samochwała!

Ciotka DanutaGruba ciotka Danuta
Robi swetry na drutach.

Już po pięciu minutach
Dowiedziały się o tym jaskółki,
Gwałt podniosły do spółki:
Jak to? Ciotka Danuta
Robi swetry na drutach?
Na drutach siadają ptaki,
Lecz ciotka? Skąd pomysł taki?
A lećcież do niej gromadnie,
Bo wam ciotka z drutów spadnie!

Dnia Bez reklam . użytkownik napisał:

Dnia 2024-11-20 20:08:17 użytkownik Jesika napisał:
Dziękuje za te bajki .

nw.ct8.pl @ Blogi PHP FUSION V9

2014 - 2024 © nw.ct8.pl

Polityka prywatności

kontakt

Powered by PHPFusion. Copyright ©2024 PHP Fusion Inc.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.